Całość
zajęła mi jakieś... 13 godzin, bo była zabawa z papierem ściernym, malowaniem
szczegółów i przyklejaniem serwetek a potem odrywanie ich kawałeczek po
kawałeczku, żeby pasowały do kształtów na skrzyneczce. Ale chyba najwięcej
frajdy miałam nanosząc złotą farbę wykałaczką. Potem zamieniłam to na cienki
pędzelek, stwierdzając, że jak wyjdzie nierówno to trudno i mam to w nosie :P
Przede wszystkim popełniłam jeden błąd, przy
którym miałam chwilę zwątpienia, Kinia może potwierdzić. Nie przewidziałam, że
drewno było lakierowane i lakier wszedł w drewno. Więc nawet moje zabiegi z
papierem ściernym nie pomogły i początkowo farba w ogóle nie chciała mi się
trzymać powierzchni. W końcu się udało, ale trochę odpryskiwała (zwłaszcza jak
przykleiłam taśmę malarską, żeby wyszły mi równe linie przy malowaniu. W ten
sposób przypadkowo wpadłam na sposób jak „postarzyć” odnawianie (jakkolwiek to
brzmi) i zapobiec widocznym odpryskom w przyszłości, gdyby coś się stało.
Chociaż nie powinno, bo lakierowałam skrzyneczkę już dwa razy i zamierzam jeszcze dwa.
Ale efekty mogę już pokazać :)
I jak wyszło?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz