sobota, 19 października 2013

Wietrzenie szaf

Siostra namówiła mnie na udział w akcji "Wietrzenie szaf naszych dzieci". Stwierdziła, że powinnam zrobić trochę pianek na ściany, bo na pewno ktoś się tym zainteresuje, mogłabym też pokazać swoje czerwone króliki i porozdawać wizytówki z adresem bloga (ot łowienie fanów :D). Miałam też wziąć biżuterię. Generalnie... akcja totalny niewypał. Ale po kolei :)

Przyjeżdżam na miejsce, a organizatorzy nie ogarniają nic. Stoły są dwa, ludzi multum, a jak zapytałam czy jest jakiś przydział miejsca to się okazało, że nie. Obserwować dwie młode mamy, jak się kłócą o kawałek stołu - bezcenne. Ja się rozłożyłam w kąciku na krześle. Aha - miejsca nie starczyło i nie wszyscy, którzy się zapisali na listę się rozłożyli. No ale... pierwsza ich tego typu akcja, wiele można wybaczyć. Do czasu...

Akcja odbywała się w dwóch pokojach i drzwi z pierwszego przesłaniały wejście do drugiego (siedziałam w drugim). Początkowo nikt o tym nie wiedzial, bo drzwi do pierwszego były zamknięte. Tutaj również wyszło nieogarnięcie organizatorów, którzy stali cały czas w korytarzu i nie przyszło im do głowy kierować "tłum" do drugiego pokoju. 

Tłum... Słaba promocja sprawiła, że więcej było sprzedających niż kupujących. I to by właściwie było na tyle z minusów :)

Generalnie wyniosłam naprawdę pozytywne wrażenie, bo poznałam dwie sympatyczne panie, obie szyjące, więc sobie pogadałyśmy. Uprzyjemniał nam również czas rezolutny czterolatek, który miał obiecane, że jak pomoże mamie handlować, to będzie mógł sobie coś kupić. Najzabawniejszy moment - złapał jakiegoś ojca z maleńką córeczką i zachęcił do zakupów. Kiedy pokazywał zabawkę dziewczynce nagle po pokoju rozległ się krzyk "Ale Zuziu! Nie liż tego!... Najpierw zapłać!". Tak jak mówiłam - bardzo rezolutny czterolatek :D:D

Wizytówek nie rozdałam... cóż, trudno się mówi. Biżuterii ostatecznie nie wzięłam, ale nie żałuję, bo i tak nie było zainteresowania moimi wyrobami. A co przygotowałam? Zdjęcia niżej :)









Ciężko wyjaśnić czym są te pianki, muszę w końcu poszukać ich właściwej nazwy :) Generalnie ładnie to wygląda na ścianie, kolor nie blaknie i można je myć wilgotną szmatką. Króliki były cztery, tym razem w wersji mini (tj. dwadzieścia kilka cm wysokości). Niestety, przy takiej ilości kolorowych rzeczy (bo kto robi kolorowe ubranka i zabawki dziecięce?! No kto?!) kompletnie się nie wyróżniały.

Ale bardzo fajne doświadczenie, naprawdę :)

Nigdy więcej :P

2 komentarze:

  1. Przydalaby sie fotka bohaterki przy krzeselku prezentujacym wyroby, lub chociaz samego krzeselka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam o tym, miałam nawet ze sobą aparat, ale w tym chaosie niestety nie było na to szans :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...